czwartek, 29 czerwca 2017

I have a question

Hej, to ja.
Zaczynam moją przygodę z blogowaniem .
Na tym blogu będą pojawiały się one shoty czyli opowiadania składające się z jednej części. Serdecznie zapraszam do czytania.

"i have a question"

Wychodzę z samochodu trzaskając za sobą drzwiami.

 Wchodzę na asfalt i szybkim krokiem ruszam w stronę miasta, z którego parę minut temu wyjechaliśmy.

 Słyszę jak chłopak wychodzi z pojazdu.

- Camila!- krzyczy za mną, a jego słowa dudnią w mojej głowie.

 Nie odwracam się. Nie mam po co.

 Zaciskam oczy starając się nie płakać i przyśpieszam kroku.

- Camila!- jego stanowczy krzyk sprawia, że czuję jak serce mi bije.

 Wiem, że to rozkaz. Ale ja, na jego rozkazy już nie reaguję.

 Jestem o krok od biegu. Boję się, że sprzeciwienie się mu, jest złym pomysłem.

Bo jest.

 Wszystko, co robię teraz w przyszłości może sprawić mi wiele problemów. I bólu.

 Ale teraz jest mi wszystko jedno.

 Wszystko.

 Jedno.

 Z każdym kolejnym krokiem obawiam się, że chłopak mnie zatrzyma. W głębi duszy szykuję się na ból fizyczny.

 Znam go, jest nieobliczalny.

 Może zrobić wszystko, bym się się zatrzymała i wróciła do auta.

 Może bo mnie pobiec i zaciągnąć mnie tam siłą.

 Może krzyknąć tak głośno, że w końcu przestraszona zawrócę.

 Może nawet rzucić we mnie kamieniem.

 On może zrobić wszystko.

 I tego obawiam się najbardziej.
 Jednak chłopak nie robi nic.

 Mimo odległości, idealnie słyszę nerwowe trzaśnięcie drzwiami i warkot silnika.

 Chłopak odjeżdża, zostawiając mnie samą na tym pustkowiu.

 Ale czy nie o to mi chodziło?

 Teraz sama już nie wiem.


 Mija chwila i wszystko we mnie pęka.

Klękam na rozgrzanym asfalcie i chowam twarz w dłoniach.

Płaczę.

Poprawka, ryczę. Łkam. Krztuszę się łzami.


 Dlaczego zostawiłeś mnie tu, żebym się spaliła?

 Jestem za młoda, by być tą zranioną.

 Pierwsze co robię, to wracam do domu. Do naszego domu.

 Mam czas.

 Znów to robię.

 Wyciągam z pod szafy granatową walizkę. Wrzucam do niej pierwsze lepsze ubrania i zamykam szafę.

 Z łazienki zabieram kosmetyki i szczotkę do włosów.

 I trochę pieniędzy.

 Nie pamiętam, który raz to już robię.

 Nie pamiętam, kiedy pierwszy raz pakowałam się i uciekałam do pierwszego lepszego hotelu.

 I nie wiem, kiedy przestanę to robić.


 Przypominam sobie jego słowa. Te, które wypowiedział w samochodzie, jakieś dwie godziny temu.

 Cofam się do pokoju. Otwieram walizkę i staram się spakować do niej całą zawartość garderoby.

 Moim nowym postanowieniem jest nie wracać tu.

 Nie wiem ile wytrzymam.

 Moje ostatnie postanowienia legły w gruzie, gdy tylko pojawiał się on, burząc wszystko.

 Ale muszę być silna. I tym razem się nie dać.

 Czuję się skazana na pokoje hotelowe,

 Patrząc prosto na ścianę.
 Liczę rany i próbuję je uleczyć.

- Nie napisał. Ani razu.- mówię i opieram głowę o kremową ścianę.

 Ale kolor i tak nie ma znaczenia.

 Czekam na odpowiedź. Na jakąkolwiek odpowiedź.

 Ale nie.

Prawda jest taka, że on nie ma zamiaru odpisać, ani zadzwonić. On czeka, aż JA to zrobię. Bo wie, że prędzej, czy później do niego wrócę.

 Niestety, tym razem się pomyli.


Prawda, jest też taka, że gadam sama do siebie.


 I zawsze tak było.


Nie miałam rodziny, przyjaciół, żadnych znajomych.

Nie miałam, komu się wyżalić.

Dlatego siedziałam w hotelowej łazience. I mówiłam do ścian i lustra. Do szafek i wanny.

 Mówiłam do siebie.


 Ale, mimo wszystko, to mi pomagało.

Nikt się mną nie martwił, nikogo nie obchodziłam. Nawet jego.

I dlatego milczenie tej łazienki dawało mi spokój. Poczucie bezpieczeństwa i ulgi. Mogłam się w spokoju wygadać. To było lepsze, niż pamiętnik.


 Czy jestem normalna?


Czy cię to obchodzi? Czy cię to obchodzi?
Dlaczego cię to nie obchodzi?

 Za każdym razem, gdy noc spędzałam w hotelu, do lustra w łazience przypinałam nasze wspólne zdjęcie.

 Tak, takie istnieje.


 Zdjęcie, na którym byliśmy razem, przytuleni. Na którym oboje się uśmiechaliśmy.

Nie ma na nim przemocy, bólu łez.

Mogłabym mówić, że ta fotografia jest oszustem. Jest sprzecznością naszego związku.

Teraz jest. Kiedyś to zdjęcie było prawdą.

 Ale co było, nie wróci.


 I to nie tak, że to nasze uczucie tak o sobie uciekło.

 Starałam się.  Naprawdę.

Gdy coś się psuło,
To ON się zmienił.

 Przez używki.

 Przez towarzystwo.

 Przez czas.

 I być może przeze mnie.

 A ja tak się starałam...

Dałam ci wszystko:
Moją krew, mój pot, moje serce i moje łzy.
Dlaczego cię to nie obchodzi? Dlaczego cię to nie obchodzi?
Byłam przy tobie, byłam przy tobie, kiedy nikt nie był.
Zniknąłeś a ja jestem tutaj.
Moja głowa wręcz buzuje od namiaru myśli.

 Krążą po niej pytania, na które nie znam odpowiedzi. Ale wiem, że muszę je poznać.


 Pukanie do drzwi.


- Gdzie ty byłaś? Nie wróciłaś na noc! Jedziemy do domu- chwyta mnie za ramię ciągnąć w stronę drzwi.


 Wyrywam się i robię krok do tyłu.


- Nie.- odpowiadam krótko.


 Czuję buzującą w nim złość. Zaraz wybuchnie, wiem to.


- Nikt nie prosił cię o zdanie. Jedziemy- podkreślił twardo ostatnie słowo.


- Nie- powtarzam, robiąc kolejny krok do tyłu, w stronę łazienki. 


- Jeszcze zobaczymy- odpowiada szarpiąc mnie za ramię.


 Walczę z nim. Nie mam zamiaru się poddać.


- Powiedziałam nie.- odpowiadam cofając się lekko.- Mam dla ciebie pytania.


 Mina chłopaka mówi sama za siebie- jest zły. Jest cholernie zły.

Jednak kontynuuję.

Nim odpowie, nim zareaguje, nim mnie uderzy.


Numer jeden.


-  Powiedz mi, za kogo ty się uważasz? Masz czelność starać się rozerwać moją wiarę na strzępy.


 Stoi bez ruchu skanując mnie wzrokiem. Przez chwilę na jego twarz wstąpiło zdziwienie.

Przez chwilę.


Numer dwa.


- Dlaczego próbowałeś bawić się mną jak idiotką?
Nigdy, przenigdy nie powinna byłam ci zaufać.


 Nim skończę zdanie chłopak zrywa się z miejsca. Nie zdążyłam nawet się zorientować co się stało.

Wylądowałam na podłodze z czerwonym policzkiem.

 Uderzył mnie.

 Znowu.

 Jednak nie przerywam. Chcę powiedzieć, co mi ciąży na sercu.

Chcę powiedzieć mu co czuję

Pierwszy raz.

-  Dlaczego miałbyś być tym, kim przysięgałeś, że będziesz?- sapię, czując, jak krew spływa mi z nosa.

 Czuję ból. Fizyczny.

Chłopak okłada mnie ciosami nie dając mi nawet oddychać.

 Ale wiem, że było warto.

Czuję spokój. Psychiczny.

 Jest mi wszystko jedno. Wiem, że to koniec.

 Leżąc, zastanawiam się, kiedy to się zmieniło. Kiedy nasz związek stał się toksyczny? Kiedy zmieniliśmy się MY?


 Obraz mi się zamazuję. Czerń przecina czyjś zagłuszony krzyk. Czyjaś kłótnia.

 Nawet nie zauważam, że chłopak przestał mnie bić.

 Jest już za późno.

 Po prostu zasypiam.

Moje, moje imię było najbezpieczniejsze w twoich ustach,
Więc czemu musiałeś odejść i je wypluć?
Oh,twój głos był najbardziej znajomym dźwiękiem,
Ale teraz jest dla mnie tak niebezpieczny.

Budzi mnie rytmiczne, denerwujące pikanie.

 Otwieram oczy i natychmiast razi mnie biel ścian.

 Jestem w niebie? Nie, to szpital.


 Wzdycham głośno naciskając guzik wzywający pielęgniarki.


 W głowie znów mam setki myśli.

Setki pytań.


Jak to naprawić?

Możemy porozmawiać?

Czy możemy się porozumieć? Możemy porozmawiać?

Czy chcę to naprawić?

Mam pytania (boję się ciebie)

To moja wina? To moja wina? Tęsknisz za mną?

Mam pytania.